28 marca 2013

Bez komentarza...

Dzisiaj odbył się pogrzeb naszego sąsiada, który po kilku latach mieszkania na wsi wyprowadził się do Krakowa... i tam dokonał żywota. Oczywiście ze wsi wyruszyła delegacja, aby oddać ostatnie pożegnanie byłemu sąsiadowi. Po wszystkim moja mamusia przeprowadziła burzliwą rozmowę z jedną z delegatek, która tak się złożyło, że jest moją ciotką. Nie obyło się bez szczegółowej relacji z owej uroczystości, w której poruszyły kwestię tego, że ciało zostało skremowane... 

Mama - I nad czym teraz płakać? Nad ciałem czy nad prochem?


26 marca 2013

30 day challenge (dzień 5)

Mimo że przeczytałam wiele książek, to trudno jest mi wybrać pięć, które byłyby moimi ulubionymi; albo czytam jakieś badziewia, albo trudno zadowolić mój gust pod tym względem. Jednak postaram się wymienić te, które pozostawiły we mnie jakiś ślad.

"Opowieść dla przyjaciela" - Halina Poświatowska
Przejmująca, momentami smutna autobiograficzna opowieść w formie listów do przyjaciela. Polecam!

"Oscar i Pani Róża" - Eric Emmanuel Schmitt
Jak oswoić śmierć? Niezwykle mądre rozmowy o przemijaniu, o życiu, o szczęściu...

"PS. Kocham Cię" - Cecylia Ahern
Książka o wielkiem miłości i jeszcze większej sile. O walce z samotnością, o radzeniu sobie bez ukochanej osoby. 

Hannibal Lecter (Hannibal po drugiej stronie maski, Czerwony smok, Milczenie owiec, Hannibal) - Thomas Harris
Uwielbiam Hannibala Lectera... w pewien sposób nawet go podziwiam. Mój ulubiony bohater literacki!

"Kolekcjoner kości" - Jeffery Deaver
Lubuję się w mordach, szczególnie seryjnych! Najpierw obejrzałam film na podstawie tej książki, a dopiero po jakimś czasie sięgnęłam po książkę. Nie umiałabym powiedzieć, co było lepsze.

14 marca 2013

30 day challenge (dzień 4)

5 ulubionych cytatów. Tyle ma ich być, ale nie obiecuję, że zmieszczę się w tej liczbie. Wybaczcie.

"A ja myślę, że całe zło tego świata bierze się z myślenia. Zwłaszcza w wykonaniu ludzi całkiem ku temu nie mających predyspozycji." (Andrzej Sapkowski)

"Być może Bóg chciał, abyś poznał wielu złych ludzi, zanim poznasz tego dobrego, żebyś mógł go rozpoznać, kiedy on się w końcu pojawi." (Gabriel Garcia Marquez)

"Zawsze uśmiechaj się do życia, przecież kiedyś musi się zrewanżować!" (panna.filozof

"Takie mam zasady. Jeśli ci się nie podobają, mam też inne..." (Gaucho Marx) 

"Jestem samolubna, niecierpliwa i trochę niepewna siebie. Popełniam błędy, tracę kontrolę i jestem czasami ciężka do zniesienia. Ale jeśli nie potrafisz znieść mnie, kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, gdy jestem najlepsza." (Marylin Monroe)

"Zawsze będziesz moim przyjacielem - za dużo wiesz." (?)

"Nie chcę się skarżyć na swój los.
Nie proszę o więcej niż dać możesz.
I ciągle mam nadzieję,
Że chyba wiesz co  robisz, Boże?" (?)

6 marca 2013

Cudownych sąsiadów mam

Ktoś kiedyś napisał tekst i muzykę, a Urszula Sipińska zaśpiewała piosenkę "Cudownych rodziców mam", a ja mogę spokojnie i z czystym sumieniem zaśpiewać cudownych sąsiadów mam, którzy zawsze służą wsparciem i pomocą, nie tyle mnie samej, co mojej mamie... Wiecie, mam takich super sąsiadów, że spokojnie mogłabym przerobić ich na tanią (!) mączkę kostną!

Niektórzy z Was wiedzą, że tak do końca to ja normalna nie jestem, i nie chodzi mi tu o moje dziwactwa, których jesteście świadkiem na tym blogu. Mózg mam całkiem sprawny - umiem powiązać przyczynę ze skutkiem, wiem ile to jest 250 ml i kto to jest Stephen Hawking i parę innych rzeczy też wiem, ale nie chcę się chwalić, żeby Was nie zawstydzać (pamiętajcie, skromność to moje drugie imię!). Jednak ciało me jest taką nietypową puszką Pandory, która to z każdym dniem ma dla mnie nowe plagi, klęski i cierpienia. No cóż, przywykłam. Shit happens! Jednak taki stan mojego zdrowia, według moich nieziemsko pomocnych i życzliwych sąsiadów, ma tylko i wyłącznie plusy, głównie finansowe. 

Wczoraj przyjechały do mnie dwie panie z PCPR-u, żeby zaproponować mi dwutygodniowy wyjazd w góry. I jak dobrze pójdzie, to pewnie pojadę, a co mi szkodzi - w górach nigdy nie byłam, a że ten pobyt nie będzie gwoździem do trumny budżetu domowego, to - mimo moich obaw - zdecydowałam się pojechać. Moja serdeczna sąsiadka (baba lat chyba ponad 80) wyleciała biegiem do tych pań, które to pewnie nie wiedziały, gdzie mieszka ta wsiowa inwalidka i o mało nie wparowała im do samochodu z nadzieją, że powiedzą jej co mi przywożą w darze, na pewno to są pieniądze, więc trzeba się dowiedzieć ile i od kogo, bo potem trzeba zazdrościć i pierdolić po wsi banialuki, że mama na mnie żeruje. Pewnie że żeruje, bo przecież państwo daje jej tyle kasy na mnie, że opływa w luksusy - mieszkamy w ponad pięćdziesięcioletnim domu, który ostatni remont widział chyba za czasów Gierka... Ach, moje kalectwo to jak manna z nieba, każdemu polecam! Nie ma to jak mieć 26 lat i kwękać z bólu, że kręgosłup, że biodro, że noga, że żebra, że dupa - to było moim marzeniem od zawsze. A no i jeszcze zapomniałam wspomnieć, że żeby cokolwiek wyżebrać, czy to wózek, czy to jakieś środki na pozbycie się barier architektonicznych w domu, to trzeba okazywać się wszelkimi możliwymi orzeczeniami, bo to, że moje ciało wygląda jak korzeń mandragory nie wystarczy, trzeba łazić po lekarzach i prosić się, żeby łaskawie napisali oni zaświadczenie, że jestem nieuleczalnie chora. Wow, brawo dla naszej biurokracji.

Ludzie są naprawdę beznadziejnie głupi sądząc, że kalectwo ma jakiekolwiek dobre strony. Przecież gdybym była normalna to skończyłabym szkołę, poszukałabym sobie pracę, w której zarabia się więcej niż te marne ochłapy, za które każe mi wyżyć ZUS. Choćbym miała starym Włoszkom wycierać obesrane dupy i myć zgrzybiałym Włochom stare sflaczałe, rozlatujące się w rękach kutasy, to chętnie zamieniłabym się z każdą zdrową osobą byle tylko móc to robić, zostawiając im te wszystkie dobrodziejstwa, które rzekomo dostaję od państwa, a którymi próbuje ono wynagrodzić mi ból, ograniczenia, brak perspektyw na lepsze życie, strach, bo przecież nie jestem pewna, czy jutro się obudzę. 

Fajnie jest, gdy dbasz o swoje dziecko, pielęgnujesz jak tylko możesz, poświęcasz czas, zdrowie i energię, bo chcesz, żeby żyło jak najdłużej w zdrowiu, a tu nagle życzliwi ci donoszą, że go ukrywasz, bo nie wyprowadzasz zimą na dwór bojąc się, żeby mu stopy nie odmarzły, bo krążenie jest słabe, bo nie chcesz, żeby znowu zachorowało na zapalenie płuc i ledwo co się nie wykończyło w szpitalu. Ludzie naprawdę potrafią podnieść na duchu wypruwającą sobie żyły matkę dziecka, które miało żyć 18 lat, a żyje już prawie 27.

4 marca 2013

30 day challenge (dzień 3)


Już się pewnie zastanawiacie: a gdzie dzień pierwszy, a gdzie dzień drugi? Ano nie ma. Dnia drugiego nie będzie wcale, bo co może być ciekawego w komputerze, kilku książkach i telefonie? A co z dniem pierwszym? W pierwszym dniu trzeba się przedstawić... ale przecież stali czytelnicy mnie znają, a nowi... no cóż, nowi muszą poczekać, aż Marta w końcu zepnie poślady i stworzy poemat o mojej osobie i w bezceremonialny sposób obnaży wszystkie zakamarki mojej plugawej duszy. 

Poza tym jak wiecie, lubię wszystko podporządkowywać tak, żeby mi pasowało, więc nie ma chyba nic dziwnego w tym, że zaczynam od dnia trzeciego, pomijam dzień drugi i pominę pewnie kilka innych dni, które wymagają zdjęć np. przyjaciół... 

A oto i mój pulpit: