24 października 2012

Jesień przez duże "J"

Cudnych opisów jesieni było/jest na blogach mnóstwo, ale nie oszukujmy się są to zazwyczaj opisy monotematyczne, bo co jesień wnosi w życie mieszkańca miasta? Różnobarwne liście, kasztany i paskudną pogodę, no i do tego może jeszcze wiatr, niskie temperatury i... katar? Ale taką prawdziwą jesień widzi się dopiero na wsi, to tu może ona rozwinąć skrzydła i pokazać, czym ona tak naprawdę jest.

Jesień, to pora wielkiego zbieractwa. Z pól, z działek zbiera się ostatnie warzywa, które nie wyzionęły jeszcze ducha i nadają się do mrożenia, suszenia, wekowania i cholera wie czego jeszcze...

Sprząta się wszystkie natki i hurtem ładuje do zamrażarki. Skoro jest i można zebrać, to po co później latać po sklepach i kupować to samo, z tą jednak różnicą, że sklepowe jest niewiadomego pochodzenia i niewiadomego składu chemicznego - tak mówi mama. I mama ma rację. Wolę polskie koślawe i niedorozwinięte marchewki niż wielkie, naszpikowane dziwnymi koktajlami marchewy z Peru (w sumie, to nawet nie wiem czy w Peru uprawia się i eksportuje marchew do Europy...).

Mieliście kiedykolwiek okazje pracować przy zakiszaniu kapusty? Może i macie szczęście, bo u mnie kisi się co roku i co roku jest ten sam cyrk, który objawia dziwnym, panicznym wręcz lękiem mamy - DZIŚ TO NA PEWNO, KURWA, NIE ZDĄŻYMY! Mama pewnie by nie zdążyła, gdyby musiała robić wszystko sama, ale jej zadanie polega tylko na oczyszczeniu główek, odpowiednim doprawieniu kapusty i wsadzeniu jej do beczki. Tata szatkuje, a Anna od niepamiętnych lat para się tradycyjnym gnieceniem kapusty w swoich zjawiskowych, brunatno-brązowych kaloszach ze słynnej domowej serii przeznaczonej tylko i wyłącznie do tego celu.

Grzyby. Grzyby już mi zbrzydły! Nie, nie dlatego, że faszerowałam się nimi tak jak faszeruje się świąteczną kaczkę jabłkami, ale obrobić prawie dwa wiadra maślaków co drugi dzień, przez trzy tygodnie... Brr! Pazury mam czarne jakbym ryła w ziemi lub pracowała w najczarniejszym kręgu piekła przy czyszczeniu kotłów. Na szczęście to już koniec grzybobrania w wykonaniu moich staruszków, zresztą pora dla grzybiarzy już prawie dobiega końca, więc już niedługo oznaki mojego chłopskiego pochodzenia staną się reliktem przeszłości, który z wielką pompą powróci następnego roku. Pazury, bądźcie gotowe, bo nie znacie dnia, ani godziny...

Jesień nie jest porą dla marnotrawców i leniów... Idąc za przykładem pracowitych zwierząt, większość chce się przygotować do zimy w jak najlepszy sposób. Zapytacie może: po co to wszystko, przecież można wszystko kupić... Pierogi też można kupić, ale czy będą takie same jak te domowe, które robiła nam babcia?

_________
CZERWONO-SZMINKOWEGO BUZIAKA  ZA NAJLEPSZY KOMENTARZ POD POPRZEDNIM POSTEM DOSTAJE:


169 komentarzy:

  1. Kiszenie kapusty? Kurcze, coś mi w głowie świta! Jak byłam mała, to pamiętam, że raz babcia kazała mi wejść do takiej dużej beczki i ugniatać stopami? To chyba było to:D
    No tak... I ziemniaki się zbierało, nie znosiłam tego! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to się zazwyczaj ugniata stopami, ale na szczęście już nie gołymi :P. Moja ciotka ugniata takim specjalnym tłuczniem:D
      Ziemniaki to już dawno były u nas zbierane, jeszcze latem (kalendarzowym) :D

      Usuń
    2. Ja nie pamiętam jak to się u nas odbywało:(
      A co do ziemniaków to jakoś mi się skojarzyło, że wtedy już do szkoły się chodziło, stąd ta jesień:)

      Usuń
    3. No bo to się zazwyczaj w połowie września zbiera...
      Ale teraz jesteś miastowa, to nie musisz się w takich "profesjach" brudzić :P

      Usuń
    4. Ale mi pojechałaś :P
      Taka miastowa jestem, że na wsi mieszkam :P

      Usuń
    5. Nie, no nie pojechałam Ci, że jesteś miastowa czyli gorsza/lepsza. Ludzie z miasta żyją inaczej :D.

      Usuń
    6. O tak! Tam jest wygodniej... Chociaż czasem fajnie mieć swoją prywatną łąkę na której można sobie poleżeć na kocyku w lato :)

      Usuń
  2. ta kapusta napewno by ci wyczyscila palce z grzybow :D U mnie tez kisi sie kapuche ale nie w beczce tylko do sloikow :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie bardzo, bo my jej nie gnieciemy w łapach... a poza tym, ja się tam nie udzielam :P.
      My już nie mamy gdzie układać tych słoików, więc została beka :P

      Usuń
    2. to jak wygniatacie ta goryczke? to duzo musicie miec tego wszystkiego w tych sloikach :D

      Usuń
    3. Nijak. Szatkuje się, soli, daje ziele angielskie, liść laurowy i się ugniata, żeby puściła wodę. Zakręca się beczkę i czeka, aż ukiśnie.
      No samych grzybów marynowanych jest ok 50 słoików :P

      Usuń
    4. to u was inna ta kaucha jest u mnie sie nie daje ziela ani lisci ;p to sporo :P

      Usuń
    5. No to może dlatego jest gorzka.

      Usuń
    6. raczej watpie jest gorzka na poczatku jak sie da soli

      Usuń
    7. To jak wy ją robicie? Wsadzacie do słoika ugniecioną i zakręcacie?

      Usuń
    8. no doprawia sie ja sola po wygnieceniu i daje do sloikow wlewa sie tam jeszcze troche wody daje folie spozywcza i zakreca :D

      Usuń
    9. Mama mówi, cytuję: kapustę poszatkować, posolić według własnego smaku, niech postoi z godzinę i wtedy zmięknie. Wkładać do słoików, nie odciskając. W słoiku ubić tłuczkiem, jeśli jest za dużo wody w słoiku można wylać i dołożyć kapustę do pokrętła słoika. Zakręcić i postawić w ciepłym miejscu najlepiej na jakiejś blaszce do pieczenia, bo jak się będzie wylewać woda, to nie zaleje okolicy słoika. Bez żadnych folii. Za dwa tygodnie można przewrócić do góry dnem. Wtedy nie powinna być gorzka.

      Usuń
    10. wszystko tak ale od momentu zmiekniecia wygniata sie kapuche zeby nie bylo tej goryczki i wtedy do sloikow i sie dolewa wody. Co dom to inaczej sie to robi. U mnie sloiki stawia sie normalnie i pod spod daje sie tak jak mowisz jakas blaszke stoi to jakis czas i sie przeklada na polki ;)

      Usuń
    11. Mama mówi cytuję znów: kapustę się wkłada do słoika, wtedy się ugniata tłuczniem, żeby było do pełna i ma być ciasno kapusty w słoiku. Żadnej wody się nie dolewa, bo ona i tak jeszcze puści wody jak się ją ugniata. A jak się dolewa wodę, to może być wtedy gorzka. Zrób tym sposobem parę słoików i pogadamy za jakiś czas.

      To moja mamusia :P.

      Usuń
    12. u nas sie ugniata rekami ludzkimi my to robimy :D ciasno jest w sloiku jak w ulu. U nas sie daje troche wody. Ale to moja mamusia ma taki sposob ja z nia dyskutowac nie bede bo ona lepiej sie na tym zna :D

      Usuń
    13. Teraz piszę ja... Poradź mamie ten sposób, w końcu nic nie traci :D

      Usuń
    14. poradze ale to dopiero za rok, bo kapusta juz ukiszona :P

      Usuń
    15. Oj, to się mamusia nie ucieszy, że nie mogła pomóc :P

      Usuń
    16. a zimno mi i musze sie jakos ocieplic :D a u ciebie?

      Usuń
  3. Pamiętam jak babcia kiedyś kisiła kapustę, ja chyba nigdy tego nie robiłam. Ale ogórki to owszem :D Nigdy tego nie lubiłam :D Ooo i jeszcze buraczki :D
    A co do pierogów to lepszych ruskich pierogów niż robi moja mama to ja jeszcze nigdy nie jadłam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogórki kisi się jeszcze we wakacje, więc nie wpisałam ich do prac jesiennych, ale buraczki jak najbardziej :D. Chociaż u mnie w domu nigdy się nie wekuje buraczków, leżą sobie cierpliwie w piwnicy na swoją kolej do jedzenia :D.
      Za ruskimi to akurat nie przepadam, bo chyba nigdy takich prawdziwie prawdziwych nie jadłam, ale uwielbiam z kapustą pierogi, z mięsem, z owocami :D

      Usuń
    2. No właściwie to tak, ale zawsze ogórki to zawsze była moja robota. A buraczki starte właśnie czekają aż zacznę z mama wekować :D
      Ooo z kapustą i grzybami to też przepadam. Z mięsem to akurat nie.

      Usuń
    3. A moim ogólnym faworytem są krokiety :D.

      Usuń
    4. W biedronce dobre mieli :D

      Usuń
  4. Mieszkasz na wsi? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w klubie! :D

      Ja też od zawsze, uprzedzając pytanie :D Nie zamieniłabym jej na nic!

      Usuń
    2. Ja też, nigdy w życiu bym stąd nie wyjechała. Lubię to, że nie jest tak czysto jak w mieście, że czasem śmierdzi niezidentyfikowanym smrodem, który u mnie otrzymał nazwę "jedzie zdychem"... :D

      Usuń
    3. Haha, dokładnie :D Ja w sumie wcześniej zatykałam nos, a teraz to tak jakoś mi przychodzi... za tutejszy naturalny zapach xD

      Co jeszcze odnośnie Twojej notki - u mnie kisi się kapustę głównie w dołach, albo w beczkach (ale to rzadziej), podobnie z ogórkami kiszonymi - w beczkach. Do tej pory jak opróżniają dół czy coś, to lecę żeby podjadać tą kapustę, albo ogórki, uwielbiam :D

      Usuń
    4. W mieście śmierdzi paskudniej i do tego ten smród truje, a tu trochę pośmierdzi, przestanie i jest fajnie :D.
      W dołach? A co to takiego?

      Usuń
    5. Em, mogłam sie dosłowniej wysłowić - silosy. Betonowe zagłębienia w ziemi i tam się do nich tą kapustę kisi, a później deskami i kamykami zastawia i później po kilku tygodniach można pałaszować :D

      Usuń
  5. Zawsze chciałam chociaż jeden rok pomieszkać na wsi i porobić takie rzeczy - jestem po prostu ciekawa, jak to jest. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, dla ludzi, którzy nigdy nie widzieli wsi, to jest to - delikatnie mówiąc - koszmar.
      Jak kiedyś przyjechało do nas kuzynostwo z miasta, to co chwila latali do łazienki, żeby myć ręce, narzekali, że śmierdzi, bali się wszystkiego co łazi, każde zadrapanie było traktowane hektolitrami wody utlenionej. Dla mnie ich zachowanie było śmieszne, no ale mieszczuch, to mieszczuch :P

      Usuń
  6. U mnie robi się co najwyżej dżemy jabłkowe... No tak, bo w mieście mieszkam i mam tylko ogród, w którym niewiele rośnie.
    Dla mnie to tylko kolejna pora roku. Po niej przyjdzie dużo fajniejsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama nie jest specjalistką od dżemów i powideł, skupia się raczej na warzywach :P.
      Tak też myślałam, że dla ludzi, którzy mieszkają w mieście, ta pora roku znaczy właśnie to co napisałam na samym początku.

      Usuń
    2. U mnie mama też nie jest, tata się tym zajmuje. :P
      Cieszę się w sumie, że mieszkam w mieście. Generalnie nie ciągnie mnie do natury, zdecydowanie jestem dzieckiem cywilizacji.

      Usuń
    3. Mój tata w ogóle nie dotyka się kuchni, no chyba że przychodzi do szatkowania kapusty, czy zbierania grzybów. Takie rzeczy lubi, a gotowanie i pichcenie to nie dla niego.
      Dla mnie miasto jest nudne... i zdecydowanie za głośne ;)

      Usuń
    4. A mój właśnie za dużo pichci, a jak przychodzi co do czego, to nawet obiadu sobie nie podgrzeje... Nie rozumiem tego faceta.
      Miasto nudne? Na pewno nie! To na wsi nie ma co robić. I za cicho jest. :)

      Usuń
    5. Dziwny przypadek...
      No wiadomo, są kina, teatry, puby itd., ale to nudne dla kogoś, kto nie lubi tłumu.

      Usuń
    6. Mnie się akurat wszystko podoba: tłumy ludzi spieszących się nie wiadomo gdzie, korki, samochody, autobusy, turyści, którym wydaje się, że wszystko mogą, bilbordy, centra handlowe, supermarkety na każdym rogu... A jak mam tego dość, to zawsze mogę pójść na spacer nad morze i odpocząć od tego wszystkiego. ;)

      Usuń
  7. Wieś to najlepsze miejsce na świecie, w życiu nie chciałabym mieszkać w jakimś wielkim mieście ;p Całe zamieszanie z zaprawianiem warzyw i owoców jesienią - to jest właśnie najlepsze! Znacznie lepiej móc sobie potem zjeść domowej roboty pyszności niż kupować jakąś chemię w sklepach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jak to przygotowanie świątecznych potraw na wigilię - pełne uroku krzątanie się po kuchni...

      Usuń
  8. Jakoś mi do Anny idealnie pasuje obrane przez nią zadanie :D Dziewczyna ma moc energii, więc się wyżywa z pożytkiem dla ogółu. Zatęskniłam za prawdziwie domową atmosferą, tak nostalgicznie się poczułam. Cudownie, że macie swoje tradycje, które kultywujecie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama uważa, że to taka ciućma, bo mogłaby kilka razy ruszyć nogami i byłoby ubite, a ona klap, klap, klap :P.
      W przyszłym roku zapraszam do siebie, pobawisz się w grzybach i w innych rzeczach :P

      Usuń
    2. E tam, prawdziwy perfekcjonista zawsze przykłada się do roboty ^^
      Super, będę Waszym pierwszym gościem w ramach agroturystyki :D

      Usuń
    3. No to Anna do perfekcjonistów nie należy :P.
      Nie, nie w ramach agroturystyki, tylko w ramach bezczelnego wykorzystania Cię :P

      Usuń
    4. W tej dziedzinie jest blisko :P
      Mnie wykorzystacie, a na następnych amatorach takich wrażeń będziecie zarabiać - czysty zysk :D

      Usuń
    5. Oprócz Ciebie jeszcze nikt nie wykazał chęci spędzenia u nas jesieni :P.

      Usuń
    6. Wszystko jest kwestia odpowiedniej reklamy :D

      Usuń
    7. Nam wystarczy jak Ciebie wykorzystamy... a reklamę sama nam zrobisz :P

      Usuń
    8. Czy ja wiem? Chyba mam słaby dar przekonywania :P

      Usuń
  9. Musisz mieszkać w mieście skoro tak uważasz ;) Ja uważam dokładnie na odwrót ;) Miasto jest moim zdaniem ładniejsze jesienią niż wieś ;) Na wsi, jak nie ma chodników to nie dasz rady przejść żeby się nie ubrudzić, a kiszenie kapusty, chodzenie po lesie za grzybami i brudzenie rąk w błocie za warzywami to wcale nie rozrywka, przynajmniej nie dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Anelise, Anelise. To nie taka wieś jak z "Chłopów", gdzie ludzie chodzili po kolana w błocie, żeby ziemniaki pozbierać. I może Cię zaskoczę, ale gdy napada deszcz, to też nie toniemy po kolana w błocie. Są chodniki. W sumie teraz u mało kogo nie ma chodników. A ręce nie mam brudne od błota, tylko obieranie maślaków ma to do siebie, że po prostu brudzą ręce, tak jak młode ziemniaki. I nikt nie grzebie za tą marchewką w błocie, bo zbiera się wtedy, gdy jest sucho. Nikt nie powiedział, że jesienne prace to rozrywka, po prostu jest to obowiązek, taki jak zbieranie jabłek czy zrywanie truskawek latem.

      Usuń
    2. Więc jednak mieszkasz na wsi :P Ale to chyba jednak właśnie na cywilizowanej skoro macie chodniki :P U mnie ich brak, a żeby jechać do miasta, trzeba na przystanek dojść w gumowcach a następnie zmienić buty :P
      Nie no, żartuje, tak źle nie jest ;) Ale nigdy nie pociągały mnie właśnie obowiązki tego typu. Do grzybów chyba się zraziłam wiele lat temu, jako mała dziewczynka, która nie mogła nigdy nic znaleźć:D

      Usuń
    3. No wiesz, gdybym mieszkała w mieście, to nie pisałabym posta, który jest tak bardzo związany ze wsią :P. Ja mieszkam blisko głównej trasy, więc są normalne ulice, a chodniki są prawie u każdego na podwórkach. Wiadomo, że nie ma tak jak w mieście.
      Anna też nie jest zachwycona wsią. Miasto całkowicie nią zawładnęło, a ja lubię tą moją wiejską sielankę :D

      Usuń
    4. To kwestia gustu o którym się nie no nie dyskutuje ;) Ja we wsi lubię to, że jest ta cisza, chociaż jak niekiedy nocą się psy rozszczekają to już wolałabym te trąbiące auta... ;)

      Usuń
    5. Rozumiem, że ktoś może nie lubić wsi tak samo jak ja nie lubię miasta. Dla mnie miasto jest nudne...
      hahaha, widzę, że masz podobne doświadczenia w kwestii psów :D

      Usuń
    6. Czyli nie tylko mnie to tak irytuje :P W mieście jest nudno?:P No coś Ty :P Są parki, autobusy, kina, centra handlowe, dyskoteki. A we wsi? :P

      Usuń
  10. Nie lubię kiszonej kapusty! W sumie też mieszkam na wsi lub po prostu w bardzo małej miejscowości. Niedaleko mnie jest gospodarstwo, gdzie babcia chodzi po mleko i mięso, a sami mamy mały ogródek z najpotrzebniejszymi warzywami :) Jednak najlepiej wspominam jesień z dzieciństwa, gdy na podwórku stał ogromny orzech włoski i zbierałam te pyszne orzechy razem z dziadkami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieciństwo, to chyba najpiękniejszy okres w życiu wielu ludzi...
      Nie to, żebym przepadała czy nie przepadała za kapustą kiszoną, po prostu, można z niej zrobić dużo ciekawych rzeczy :).

      Usuń
    2. Strasznie żałuję, że tak szybko się skończyło.
      Po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że przecież uwielbiam wigilijne paszteciki z kapustą i pieczarkami :P

      Usuń
    3. Wszystko się kończy, by mogło zacząć się coś nowego...
      A Ty tak nieładnie potraktowałaś kapustę :P.

      Usuń
    4. Niby tak, ale to coś "nowego" jest gorszej jakości i nie widzę jakoś lepszych perspektyw.
      Bo przy tak barwnym opisie najpierw uderzył mnie ten charakterystyczny zapach kiszącej się kapusty ;D

      Usuń
    5. Tak to bywa, że z dzieciństwem niewiele wygrywa... Jednak nie trzeba się od razu dołować, że nigdy już tak dobrze nie będzie :D.
      Obrzydliwy jest :P.

      Usuń
    6. Ale ja wiem, że nie będzie :P Będzie inaczej, ale nie tak samo :P Spokojnie, nie jestem typem dołującym się ;)

      Usuń
  11. U mnie się kisi kapuchę! Zresztą wszystko odbywa się podobnie :) mama robi mnóstwo rzeczy żeby nie kupować szitu :D

    OdpowiedzUsuń
  12. ha! mimo, że jestem mieszczuch z urodzenia, to owszem, pracowałam przy zakiszaniu kapusty :d chociaż pracą tego nie można było nazwać, bo dla mnie jako dzieciaka deptanie po tej kapuście to była wieka frajda :D i nawet walczyłam z kuzynem o przywilej deptania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz nadal jest to przyjemność, czy teraz już nie bierzesz udziału w tym procederze? :P

      Usuń
    2. teraz niestety babcia zarzuciła proceder :( ale przypuszczam, że gdyby go kontynuowała, to i tak zostałabym wygryziona z posady przez młodsze rodzeństwo tudzież kuzynostwo :P

      Usuń
  13. Tobie to jeszcze do kompletu brakuje butów z "Chłopów" i będzie komplet ;D A tak w ogóle, to sama dobrze wiesz, że i jo ze wsi. Kapuchę też kisimy. Moimi stopami jest ugniatana i to ją tak ta woń ich zakisza, że hoho ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam takich buciorów jak były w "Chłopach" :P.
      Przestań! :P

      Usuń
    2. Dlatego piszę, że właśnie Ci brakuje ;P

      Usuń
  14. Tej, czerwono-szminkowy buziak to najlepsza nagroda jaką mogłaś wymyślić! :)
    Grzybobranie z tego roku mi się źle kojarzy. Za pierwszym razem zgubiłam nożyk, a za drugim zaatakował mnie ogromny i wstrętny pająk. Brrrr. Trauma do końca roku. :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pierwsze co mi przyszło do głowy, ten buziak, ale jak wymyślę coś lepszego, to na pewno zmienię nagrodę :P.

      Przytulam Cię, współczuję pająka! :P

      Usuń
    2. Ale nawet jak nic nie wymyślisz, to też jest dobre! :D

      Dziękuję ;p

      Usuń
  15. Niech ktoś mi jeszcze powie, że meteopatia to wyolbrzymiony problem, na niemal każdym blogu można spotkać notki o jesieni. Ale czy to coś złego? Miło zobaczyć, że naszym życiem nadal, jak przed wiekami, kieruje rytm przyrody, która nas otacza.Nie ma to jak jesień na wsi :) Właśnie, jak tu jest z kukurydzą? Wiesz może, kiedy się ją u Was zwozi z pola?
    U mnie właściwie jest taka mieszanka - małe miasteczko otoczone wsiami. Niby parę czteropiętorwych bloków, basen itp, a przez ,,centrum" najspokojniej w świecie przejeżdża traktor.
    Zakiszanie kapusty? :0 Nie słyszałam, by ktokolwiek coś takiego robił, ciekawe. My kisimy tylko ogórki, pod koniec lata, ale ten paniczny lęk też nam towarzyszy :3 Macie... beczki z kapustą? Poważnie? Przeprowadzam się na wieś, nie wiem, w jakim województwie mieszkasz, ale zamierzam się tam przeprowadzić na stare lata. Grzybiarstwo to narodowy polski sport, jak śmiesz narzekać, profanie! Gdyby jeszcze z tych maślaków ślimaki bezskorupowe wychodziły!
    (Gdy zobaczyłam, że mój komentarz dostał buziaka, wpadłam pod biurko i prawie przygniotłam mysię 0_0 Poważnie, ten Tag jest lekko... niepokojący. Zostałam klepnięta już jakieś 3 razy :0)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem typowym meteopatą! Gdy tylko ciśnienie spadnie albo na dworze jest taka ponura mglista pogoda, to ja prawie nie żyję! To straszne!
      Nie, nie napisałam, że te opisy jesieni na innych blogach to coś złego - niech każdy pisze sobie co chce, ja tylko zaznaczyłam, że są to opisy dość monotematyczne :D.
      To zależy dla kogo ta kukurydza ma być, dla zwierząt, czy na kolby. :)
      Nie słyszałaś o kiszeniu kapusty w beczce? U mnie akurat jest beczka, bo mama rozdaje rodzinie i trzeba dużo, ale kisi się też w słoikach :D.
      Przepraszam, przepraszam, przepraszam! :D Ślimaki ten bez skorupy bardzo rzadko siedzą w maślakach, one lubują się w borowikach. Ale taki ślimak nie jest groźny :D.
      Mieszkam na południu, więc jak coś, to wpadaj :D.
      Proszę nie gnieść mysi - kimkolwiek ona jest! :D

      Usuń
    2. Nie znoszę wysokiego ciśnienia i jesiennego słońca, strasznie razi mnie w oczy :c Zawsze muszę odwrotnie :3
      Czy ja wiem, czy monotematyczne... To ciekawe, tak sobie porównać posty, dla każdego jesień oznacza coś innego. Oczywiście, większość to ,,ale było fajnie, som liście i byłam na sesji w parku, oto zdjęcia".
      I taka i taka :) U nas czasami wyjeżdżają dopiero w listopadzie, jest sucho, więc skraca się kukurydziany okres wegetacyjny.
      Słyszałam, słyszałam, tylko nie wiedziałam, że takie kiszenie ludzie urządzają sobie w domach. Uwielbiam kiszoną kapustę, muszę sobie potem taką beczkę załatwić.
      Ślimaczki są świetne, nawet te bez skorupy, ale większość osób ich nie lubi, coś ostatnio mam sezon na ślimaki. Mają takie śliczne mordki ^^ A pająki, w czym one się lubują?
      Kiedyś trafiłam na krzyżaka w grzybku.
      Południe, wiedziałam, wszyscy tam mieszkają, zawsze muszę być inna :c Północ polski, https://maps.google.pl/maps?q=barcin&sugexp=chrome,mod%3D0&um=1&ie=UTF-8&hl=pl&sa=N&tab=wl
      Mysia to myszoskoczek, mam ich trzynaście, czasem wypuszczam je, by biegały po pokoju (oczywiście nie wszystkie, bo by się pobiły itp.) i co chwila sprawdzam, co robią. Nie będę gnieść mysi, o nie! Akurat ta miała na imię Adaś Myszomałysz.

      Usuń
    3. No to rzeczywiście jesteś dość specyficzna :D.
      Taak, "som" jest cudowne :D.
      U mnie tata jeszcze nie zaczął wiązania kolb, więc pewnie jeszcze nie pora, tak podejrzewam. Kukurydza jeszcze leży gdzieś na polu :D.
      No wiesz, to nie jest beka wielkości cysterny, taka średnia ma może metr wysokości :D.
      Ja do wszelkich ślimaków mam stosunek ambiwalentny. Nie boję się, ani się jakoś specjalnie nie brzydzę. Niech sobie żyją :D.
      Pająki lubują się w muchach i komarach, za oknem u mnie żyje cała rodzinka :D. W lecie właziły sobie bezczelnie do domu i trzeba było je sukcesywnie usuwać.
      Widzisz, masz sporo znajomych na południu, więc któraś z nas na pewno Cię przygarnie :D.
      Dlaczego aż trzynaście?:)

      Usuń
    4. Niekoniecznie, u nas som gnijące na chodniku. Plapla dywanowa.
      Hehe, i potem się śmieją obcokrajowcy, w listopadzie żniwa jedzie robić! Kupujecie gdzieś te beczki, czy macie zamelinowane, stare? Jakie grzybki lubią :3
      Kiedy ja nie chcę mieszkać na południu, kocham swoje pojezierza.
      Trzynaście to piękna liczba, dlatego. Kupiliśmy cztery, po jakimś czasie dwie samiczki zaszły w ciąże, odseparowaliśmy je, urodziły, jedna pięć (plus jeden martwy), a druga cztery (plus jeden martwy). I tak mamy trzynaście myszoskoczków. Żyją w dwóch wielkich klatkach, jedna jest przedzielona na pół.

      Usuń
    5. W ogóle obcokrajowcy mają z nas niezłą polewkę i bez tego "som". :P
      Nie, mamy taką jedną chyba już ze 20 lat.
      Ślimaki to zazwyczaj żerują na podgrzybkach i borowikach, maślaków nie ruszają, przynajmniej tyle zaobserwowałam :D.
      Ależ nikt nie każe Ci się wyprowadzać :D. Posiedzisz trochę na południu, a potem pojedziesz do siebie :D.
      A jaki one mają tryb dnia? Tak jak chomiki, że w dzień śpią, a w nocy szaleją, czy normalne są?:D No i co one jedzą?:)

      Usuń
    6. Zazdroszczą nam zajebistości.
      Południe jest zdeczka dziwne, za bardzo jestem przywiązana do swojej ziemi.
      Mają genialny tryb dnia - krótkie okresy aktywności przeplatają się ze snem. Zarówno w nocy, jak i w dzień. Są takie jak ja - noc i dzień? A co to? Jaka to różnica? Śpią godzinę, potem dziczeją dwie godziny, potem śpią kilkanaście minut, potem dziczeją chwilę, a czasami cały dzień śpią i tylko czasem się budzą, czasami cały dzień są aktywne i mnie denerwują. Bywa, że jedna banda śpi, a druga wariuje.
      Jedzą wszystko, niemal wszystko.

      Usuń
    7. Ogólnie, są dość... nietypowe. Czasem macham ręką, łażę i tupię, siostra biega po pokoju i nic. A bywa, że jeden ruch powoduje paniczną ucieczkę głuptaska. Oczywiście, one są nieustraszone - uciekną i zaraz wracają, pchają się wszędzie.

      Usuń
  16. nie cierpię kupnych pierogów, gołąbków w słoikach, fasolki mrożonej i innych tego typu super cudownych dań. kompletnie nie umiem sie do tego przekonać i zwyczajnie mi to nie smakuje. co innego pierożki babci, albo gołąbki mamusi ... no miód na serce :D

    czasem zazdroszczę takiego życia na wsi :) ale jak to mówi moja mama, trawa po drugiej stronie zawsze wydaje się bardziej zielona ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dosyć, że nie dobre, to jeszcze drogie, jakby to sama Magda Gessler robiła. Ludziom można wszystko wcisnąć. Nawet w kocim żarciu jest więcej mięsa niż w ludzkim :/

      Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, co?

      Usuń
    2. dlatego też ja się dziwię, że to tak się sprzedaje - ale to chyba kwestia lenistwa, bo jak np. ktoś mieszka sam to po prostu mu się nie chce dla siebie gotować ... ale to potem sie wszystko na zdrowiu odbije. prędzej czy później.

      dokładnie tak :)

      Usuń
    3. W sumie to się zastanawiam, kto to kupuje. Emerytów nie stać na takie rzeczy, podobnie jak większość studentów. Myślę, że te słoiki kupują lenie, którym po prostu nie chce się gotować. Ewentualnie ludzie, którzy przypalają wodę na herbatę :P

      Usuń
    4. pracując w sklepie i sprzedając takie słoikowe gołąbki czy flaczki stwierdzam, że najczęściej jest to zakup panów w srednim wieku :P raz nawet jeden pan przyszedł się poskarżyć, że to jest nie dobre. no ale chwilunia, co ja mam do tego? uderzył do mnie z pretensją tak, jakbym co najmniej ja pakowała te dania do słoików :P

      a mowiłam, że to niedobre!

      Usuń
  17. A ja tam bardzo lubię swoją jesień w mieście, wiesz? Mieszkając niedaleko parku mam dużo kolorowych liści. Na ogródkach działkowych nieopodal ludzie uprawiający warzywa stękają i przygotowują się do zimy, a ja sobie spaceruję i po prostu na to patrzę. Nie wyobrażam sobie mieszkania na wsi, w życiu...
    A co do grzybów - ja już też nie mogę na nie patrzeć! W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy ja przypadkiem nie mieszkam w lesie, tyle ich wszędzie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja siostra, mimo, że urodziła się na wsi, wcale a wcale za nią nie przepada. Gdy przyjedzie na weekend, to tylko patrzy kiedy się skończy w kiedy w końcu pojedzie... do miasta.

      Usuń
    2. Ja ją lubię, raz na jakiś czas. Ale to raczej dlatego, że nie mam jej na co dzień.

      Usuń
    3. Ty masz namiastkę wsi w parku, dla Ciebie starczy :D

      Usuń
    4. Drastyczna różnica między jednym a drugim, ale masz racje - mnie w zupełności wystarcza ;D

      Usuń
  18. Przyznaję się - wczoraj przy kawie na chwilę "odpłynęłam" obserwując to co za oknem, m. in. "szarą jesień". Mea culpa. Nigdy więcej. Nie zrobiłam też żadnego zdjęcia ów "pięknego" krajobrazu... robią to inni, nagminnie, jak natarczywi akwizytorzy usilnie wbrew naszej woli pokazują je nam, wciskają wręcz przed nasze oczy (bez różnicy, czy są to fora tematyczne, czy "społecznościówki", ba! - nawet doczekałam się takich załączników w mailach). Co za dużo... to - doskonale wiemy jaką niestrawnością nam to grozi. ad. grzybów) Można by się jednak licytować, czy to aby temat grzybów nie został wyczerpany przez blogosferę bardziej, aniżeli marny i wątły aspekt jesieni. (Od dwóch tygodni - grzyby królowały.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, przeglądałam różne blogi i nie trafiłam na żadne grzyby... Może złe blogi przeglądałam :P.
      Jak to dobrze, że u mnie akwizytorzy się nie kręcą :P

      Usuń
  19. Ja to jestem tak pół na pół, w sensie że niby miastowa, ale od zawsze mamy działkę za miastem, więc ze wsią mam też ciągle do czynienia. I nie wiem, gdzie jesień jest ładniejsza. Ona jest chyba po prostu wszędzie cudna, nawet gdy pada :) Póki są liście oczywiście. A grzybów zazdroszczę, ja ani razu nie byłam już od 3 lat ;( Tzn. rozumiem, że po 3 tygodniach chyba bym wymiotowała na widok grzybów, ale chwilowo czuję się niespełniona ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesień w różnych miejscach jest inna. W mieście patrzy się na nią inaczej, a na wsi zmusza ludzi do działania :D.
      W tym roku to był jakiś wysyp grzybów, więc gdybyś poszła, to na pewno byś coś zebrała :)

      Usuń
    2. No wiem, ale nikomu nie było po drodze, a sama bym się bała, bo u nas grasują dziki :/

      Usuń
  20. Miejska jesień nie ma uroku z wyjątkiem parków, gdzie przynajmniej jakoś to wygląda.
    Co do wszelkich zbiorów, to jak jeszcze byłam młodsza, zawsze jeździliśmy do babci i jej we wszystkim pomagaliśmy. Teraz już nie ma przy czym pomagać, bo nie trzeba nam tak wielkich zbiorów, ale i tak wolę to od zbierania grzybów. Nie chodzę, bo nigdy nic nie mogę znaleźć i jeszcze za to obrywam ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzice są zapalonymi grzybiarzami,lubią to i nawet niezłe zbiory przywożą, ale po którymś z kolei wiadrze maślaków człowiekowi odechciewa się nawet już ich potem jeść :P.

      Usuń
    2. Ja to w ogóle nie lubię jeść grzybów, więc może nie powinnam się wypowiadać ;P Aczkolwiek, czasem lubię siąść i wyczyścić kilka/kilkanaście grzybów.

      Usuń
  21. A ja pochodzę z takiej wsi, że zobaczenie krowy graniczy z cudem :D ludziom się już po prostu nie chce uprawiać, sadzić a potem zbierać itp. Wolą pojechać do sklepu, zapakować worek ziemniaków do bagażnika i już. Co nie zmienia faktu, że własne= lepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, to u mnie to taka wieś wsiowa nie taka pseudomiastowa :D. Po Bożemu jest :D.

      Usuń
    2. A nazwy ulic macie? Czy numerowane domki?

      Usuń
    3. Tylko numery :D. To za mała wiocha, żeby jeszcze ulice były.

      Usuń
    4. A sklep chociaż macie? :)

      Usuń
  22. Straszna szkoda, że ja już nie mam rodziny na wsi. Marzy mi się taki sezon "zbieractwa" z prawdziwego zdarzenia. Natchniona Twoim postem chyba wybiorę się do kuchni zagniatać makaron :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Makaron robisz? To niespotykane, nawet na wsi :P

      Usuń
    2. Taki ze mnie unikat ^^ No i to jedna z niewielu rzeczy, których nie potrafię zepsuć.

      Usuń
    3. Moja mama też robi makaron. Mówi, że te wszystkie sztuczne kluchy ze sklepu nie nadają się do jedzenia :p

      Usuń
    4. True. Mądrą masz mamę ;) Żeby mojej się chciało :D Raz na jakiś czas tylko zagniecie trochę klusek do rosołku, ale jak już to zrobi, to palce lizać ;)

      Usuń
  23. ugniatałam kiedyś kapuche jak byłam mała ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ej, co to za obczajanie jak wyglądam? ;p

      Usuń
    2. Nie obczajałam, tak se tylko wlazłam do Ciebie :P.

      Usuń
    3. i mnie nie zaprosiłaś nawet, foch!

      Usuń
    4. masz szczęście ;p

      Usuń
    5. Teraz już Cię mogę bez opamiętania podglądać?:P

      Usuń
    6. teraz już tak ;p

      Usuń
    7. musiałabyś pogadać z moim osobistym fotografem ;p

      Usuń
    8. I dlatego nie pomoże mi zobaczyć Twojego aktu :P

      Usuń
    9. tracisz naprawdę piękny widok :D

      Usuń
    10. A i żeby nie było, to tekst "Ona jest zazdrosna! :P" został przeze mnie wymyślony. Jakbyś nie raczyła zauważyć.

      Usuń
    11. nieładnie kłamać ;p

      Usuń
    12. Nooo, szczególnie jeśli to kłamstwo jest żartem :P

      Usuń
    13. w każdym żarcie jest odrobina prawdy :D

      Usuń
  24. U mnie owszem, też kisi się kapustę, ale ja nawet nie wiem kiedy mama to wszystko zrobiła. Do tego dochodzą zagotowane w słoikach fasole szparagowe, zamrożona pietruszka i Bóg wie co jeszcze mama wszystko zakonserwowała z pola.
    Znam ból brudnych paznokci. W wakacje to jest u mnie norma. Wstawać wcześnie rano i pomagać mamie na polu, przy zbieraniu fasolki, wiązaniu koperku, albo pietruszki, przez co całe paznokcie są brudne do tego stopnia, że trudno je domyć! Na szczęście idzie zima i ten cały cyrk z polem się kończy! :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnyśmy założyć klub zrzeszający "wieśniaków" :D

      Usuń
  25. Faktycznie nie ma porównania jesień miastowa a wiejska. Chyba przed wczoraj moja mama kisiła kapustę. Do teraz śmierdzi w całym domu. Nie wiem, gdzie ona ją ukryła, ale jeszcze to zbadam :)
    Ja jesieni opisywac nie zamierzam. Wiem tylko tyle, że nie dam się jesiennej melancholii i tyle na temat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kapusta zacznie dopiero śmierdzieć jak się ją otworzy :P. Wtedy to klękajcie narody :P.

      Usuń
  26. Od zawsze mieszkam w mieście. Na wsi mam za to babcię i naprawdę chętnie jeździłabym do niej w trakcie jesieni, aby zobaczyć ją prawdziwą i piękną, jednak choróbska, które łapię o tej porze roku, niestety, uniemożliwiają mi to. W związku z tym, piękną jesień mogę sobie jedynie "góglować".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ludzie, którzy żyją w mieście jakoś częściej zapadają na różnego typu jesienne dolegliwości... Ech... :/

      Usuń
  27. A ja dodam od siebie, a propos zbierania wszelkiego, że jesienią więcej się zjada, a tym samym zbiera się kilogramy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha, racja! A potem przychodzi wiosna i te spódnice są jakoś tak dziwnie ciasne :P

      Usuń
    2. Skurczyły się w praniu, to pewne :)

      Usuń
  28. A ja twierdzę, że najbardziej urozmaiconą jesień mają ludzie z małych miasteczek - jak ja, wszystkiego po trochu. Idziesz do tzw. “centrum“ i masz mieszankę liści z błotem, piachem, kupami psów, kotów i innych milusińskich, a na granicach miasteczka piękna złota, rolniczo-dzialkowa jesień :)
    Kisić kapusty to nie kisilam, zazdroszczę Ci takich przygód w domu. A jak Ty masz dosyć grzybów, tak ja dostaję odruchu wymiotnego na widok jabłek. Od września mecze się z obieraniem i robieniem musów i kompotów, a jeszcze dzisiaj Muti dostarczy kolejny, rzekomo “ostatni“ karton :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nie ma takich "dekoracji" jak psie kupy :P.
      Ja miałam ponoć wczoraj ostatni sort grzybów, ale możliwe, że to jeszcze nie koniec :P.

      Usuń
    2. Tylko pozazdrościć schludności miejscu, gdzie mieszkasz :)
      Ja oprócz jabłek to już wszystkie przetwory mam za sobą. Przy ogorkach też jazda była ^^

      Usuń
  29. właśnie o tej porze roku najbardziej tęsknię za rodzinną wsią i zaczynam nienawidzić miasta, w którym żyję.

    OdpowiedzUsuń
  30. no przeciez jesienia zbiera sie plony i robi przetwory na zime ;) ajj bardzo luie grzyby w ogole chodzenie po lesie ich zbieranie to jest super tylko niesety nie mam okazji na to a szkoda...
    a jesien sama w sobie jest piekna jadac dzis do domu czesto przez lasy to niesamowite widoki takie piekne barwy zoltego ech ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Twoja jesień wygląda zupełnie przeciwnie do mojej :) Uwielbiam jesień, chociaż wtedy zajmuję sie tylko szkołą. I nie wiem nic o kapuście :p

    OdpowiedzUsuń
  32. Wow, takiej jesieni to ja nie znałam. Jesień kojarzy mi się ze spacerami z psem po lesie i grabieniem liści przed domem, żeby potem rzucić się w tę kupę.
    Ale Twoja też jest interesująca :P

    OdpowiedzUsuń
  33. Ja pier... już rzygam tymi grzybami. W zeszłym roku rodzice nie chcieli się zgodzić na glany (żałuję, że je kupiłam, są takie ciężkie :< moje nogi chyba mają się gorzej :/), więc tatuś wspaniałomyślnie rzekł, że jak obiorę grzyby to dostanę wymarzone buty... Obrabiałam całą siatę, taką dużą z biedry. Najgorsze było to, że te cholerne grzyby się posklejały i powciskały między siebie. Kamuflaż level hard. Podsumowując: znam ten ból.

    OdpowiedzUsuń
  34. hehe ;)
    cóż za perełka z tego komentarza :)
    nie miałam nigdy okazji brać udziału w kiszeniu kapusty (ale wiem na czym ten proceder polega).

    Popieram - lepsze zbiory własne, może mniej kształtne, idealne niż sztuczne piękno z niewiadomego źródła :) podobnie odnoszę się do gotowania i pieczenia - lepszy zakalec domowy niż z cukierni tort piętrowy :)

    czekam z niecierpliwością na kolejną myśl ukazaną na blogu :)

    OdpowiedzUsuń